Wszystko, co musisz wiedzieć, aby skutecznie działać na rzecz wolności w swojej gminie.
Czasowe wstrzymanie przez Stany Zjednoczone wsparcia wojskowego i wywiadowczego dla broniącej się przed rosyjską agresją Ukrainy oraz niedawne wypowiedzi Donalda Trumpa podające w wątpliwość dalsze zaangażowanie USA w Sojusz Północnoatlantycki sprawiły, że ponownie najgorętszym tematem w debacie publicznej stała się obronność. Na forum Unii Europejskiej negocjowane są postulaty wyłączenia wydatków zbrojeniowych z mechanizmów kontroli zadłużenia, zaś na naszym rodzimym podwórku premier Donald Tusk zapowiedział w ubiegły piątek przeprowadzenie szkoleń wojskowych dla „każdego dorosłego mężczyzny w Polsce”.
Czy oznacza to de facto powrót zawieszonego przed piętnastoma laty (notabene również przez rząd Donalda Tuska) przymusu odbycia zasadniczej służby wojskowej?
Na tę chwilę nie sposób udzielić jednoznacznej odpowiedzi, gdyż nawet sam rząd zdaje się tego nie wiedzieć. Oficjalnie rozważanych jest „kilka różnych modeli”, zaś premier i minister obrony starają się dementować obawy o przymusowość szkoleń, unikając przy tym jednak składania na ten temat żadnych konkretnych deklaracji. Podkreśla się chęć stworzenia „systemu zachęt”, choć samo to w oczywisty sposób nie wystarczy do zrealizowania założonego celu przeszkolenia KAŻDEGO dorosłego Polaka. Uwadze opinii publicznej nie umknął również nieco groteskowy charakter kolejnej wypowiedzi premiera na ten temat. Donald Tusk oświadczył bowiem, iż „poinformował członków rządu, że oni również przejdą dobrowolne szkolenie” (sic!). Powiedzieć, że komunikacja ekipy rządzącej w tym temacie jest niejednoznaczna, byłoby eufemizmem.
Nie ulega jednak wątpliwości, że Ukraina nie jest jedynym krajem, któremu zagraża agresywna polityka putinowskiej Rosji, a co za tym idzie sam pomysł zwiększania liczby Polaków przeszkolonych na wypadek wojny ma swoje geopolityczne uzasadnienie. Niemniej nie każdy sposób na osiągnięcie tego celu jest do zaakceptowania z punktu widzenia etyki libertarianizmu. O ile bowiem przynajmniej minarchistyczne skrzydło ruchu libertariańskiego dopuszcza istnienie państwowej, finansowanej z podatków armii broniącej obywateli przed zewnętrzną agresją, o tyle zarówno minarchiści, jak i anarchokapitaliści zdecydowanie sprzeciwiają się wszelkiego rodzaju przymusowi służby wojskowej (zarówno w postaci zmuszania do czynnego udziału w walce podczas wojny, jak i do uczestnictwa w obowiązkowych szkoleniach w czasie pokoju), uznając je za rażące naruszenie przyrodzonej wolności człowieka i de facto formę zalegalizowanego niewolnictwa.
Rozważając możliwe „modele”, jakie może przyjąć państwo polskie w celu wojskowego przeszkolenia polskich mężczyzn, zarysowują się cztery potencjalne scenariusze. W pierwszym z nich rząd de facto kontynuuje swoją dotychczasową politykę obronną, dając obywatelom możliwość dobrowolnego odbycia szkolenia, ale nie podejmując żadnych dodatkowych działań, by ich do tego zachęcić. Drugi i trzeci wariant również zakładają brak prawnego obowiązku udziału w szkoleniach, połączony jednak z wykorzystaniem przysłowiowego „kija i marchewki”. Państwo może albo oferować zachęty pozytywne (na przykład gratyfikacje pieniężne) tym obywatelom, którzy dobrowolnie odbędą szkolenie, albo nakładać negatywne obciążenia (jak choćby wyższe podatki) na tych, którzy, będąc zdolnymi do ćwiczeń, z nich zrezygnują. Ostatnim wariantem jest powrót do modelu sprzed 2010 roku, czyli przymus odbycia szkolenia pod groźbą odpowiedzialności karnej i siłowego doprowadzenia w tym celu do jednostki wojskowej.
Należy stwierdzić, że najlepszym spośród opisanych modeli byłby taki, który połączyłby moralny postulat zachowania dobrowolności, jednocześnie zapewniając możliwie jak największą praktyczną skuteczność wyrażoną przez liczbę osób biorących udział w szkoleniach. Takim modelem zdaje się być drugi spośród opisanych przykładów, który zakłada wykorzystanie pozytywnych bodźców dla wynagradzania uczestników szkoleń. Model pierwszy, choć także zgodny z libertarianizmem, prawdopodobnie nie byłby zbyt skuteczny (dobrowolne szkolenia wojskowe można odbywać już teraz, ale niewielu Polaków to robi). Model trzeci mógłby być dość skuteczny, lecz zawiera on już w sobie dozę wprawdzie nie bezpośredniego, ale jednak przymusu, co czyni go mniej akceptowalnym etycznie. Model czwarty jest prawdopodobnie najskuteczniejszym w wymiarze praktycznym, ale jednocześnie kompletnie niedopuszczalnym z punktu widzenia etyki libertarianizmu. Którą spośród możliwych strategii przyjmie rząd? To okaże się zapewne w najbliższych miesiącach.
Podsumowując, jako libertarianie potępialiśmy i w dalszym ciągu potępiamy bandycką napaść Federacji Rosyjskiej na Ukrainę, dostrzegając przy tym potencjalną możliwość podobnej napaści na nasz kraj w dającej się przewidzieć przyszłości. Rozumiemy, że dla skutecznego odstraszania – a w najgorszym wypadku również zwalczania – napastnika niezbędne są odpowiednio liczne i dobrze przeszkolone siły zbrojne. Konsekwentnie stoimy jednak na stanowisku, że wspomniane siły zbrojne – czy to państwowe, czy też istniejące w hipotetycznym ustroju bezpaństwowym – powinny opierać się na dobrowolnej przynależności. Ludzie broniący swojego kraju z własnej woli (żołnierze zawodowi, rezerwiści i ochotnicy) najczęściej walczą lepiej i skuteczniej niż przymuszeni do tego siłą i groźbami poborowi, wobec których ich własne państwo zachowuje się w sposób niemal tak samo wrogi jak nieprzyjaciel.
Stowarzyszenie Libertariańskie
Oddajemy w Wasze ręce owoc niemal dwuletniej pracy nad projektem Wolność pod lupą. Niniejszy raport zawiera wyniki badania opinii publicznej sfinansowanego za pomocą zbiórki crowdfundingowej i przeprowadzonego na nasze zlecenie przez Instytut Badań Spraw Publicznych na reprezentatywnej grupie Polaków, jak również wnioski, jakie zespół badawczy pod kierownictwem dr. Marcina Chmielowskiego wyciągnął z rezultatów sondażu.