
Współczesne państwo totalne różnić się będzie od tych, które znamy z XX wieku. Z pozoru będzie ono dla przeciętnego obserwatora wyglądać nawet przyjaźnie, tak że sam chętnie zgodzi się na rezygnacje z części praw, w zamian za pewne udogodnienia. Nic na siłę. Najlepiej wyraził tę ideę na forum Organizacji Narodów Zjednoczonych w 1959 roku Nikita Chruszczow:
„Nie, nie zaakceptujecie komunizmu wprost, ale będziemy was karmić małymi dawkami socjalizmu, dopóki wreszcie się obudzicie i zobaczycie, że macie już komunizm. Nie będziemy musieli z wami walczyć”.
Bez walki i nakazów, na zasadzie dobrowolności, jednak w praktyce bez innego wyjścia – tak jest i będzie konstruowane przyszłe państwo totalne. Objawy tzw. nowej normalności, jak to ujął premier Mateusz Morawiecki, widzimy już teraz, a kierunek, w którym podążają postpandemiczne rozwiązania, musi niepokoić.
Wprowadzenie aplikacji śledzących kontakty obywateli to standard w coraz większej liczbie państw. Na zasadzie dobrowolności powstały one już m.in. na Węgrzech, w Polsce, ale też w bardziej wolnościowych państwach takich jak Nowa Zelandia czy Japonia. Aplikacje te nie wymagają wielu informacji: do założenia konta wystarczy imię, nazwisko i numer telefonu. Dają jednak rządowi niezwykle niebezpieczne w jego rękach informacje o tym kto i gdzie bywa, a więc też co lubi robić i z kim się spotyka.
I owa deklarowana przez rządy dobrowolność nie ma wiele wspólnego z rzeczywistością. Według relacji Polki mieszkającej w Nowej Zelandii dla portalu wp.pl aplikacja jest niezbędna, aby wejść do sklepu. W Polsce rozważana była wg informacji Związku Przedsiębiorców i Pracodawców konieczność rejestracji w aplikacji lub wpisania się na listę gości, aby zostać wpuszczonym do restauracji. Dziś podobną zasadę proponuje brytyjski minister zdrowia Matt Hancock. Aplikacja jest dobrowolna, ale bez jej użycia nie będzie można zrobić zakupów, spotkać się z partnerem na kolacji albo kolegami na piwie w barze. Bez dobrowolnego poddania się rządowej inwigilacji nastąpi wykluczenie ze społeczeństwa.
Innym rozwiązaniem, jak na razie testowanym jedynie przez Liechtenstein, są bransoletki biometryczne. Na razie dobrowolne, jednak według zapowiedzi Mauro Pedrazziniego, tamtejszego ministra spraw społecznych, zostały zakupione docelowo dla wszystkich obywateli. Dzięki nim rząd uzyska dostęp do prywatnych danych obywateli na temat ich stanu zdrowia takich jak temperatura, oddychanie i tętno etc., które następnie będą trafiać do specjalnego systemu wczesnego ostrzegania.
Kolejnym pomysłem, tym razem Organizacji Narodów Zjednoczonych, jest cyfrowy dowód tożsamości oparty na technologii Blockchain. W największym skrócie, zamiast noszenia przy sobie portfela, cyfrowy dowód będzie wypełniał funkcję dowodu osobistego, prawa jazdy, paszportu, ale też karty kredytowej czy debetowej, a także na przykład biletów do kina czy na koncert. Połączonym z tym postulatem, podnoszonym między innymi przez Światową Organizację Zdrowia wobec przenoszenia się wirusa na banknotach, jest likwidacja gotówki.
Już dziś w sklepach możemy zaobserwować zachęty do dokonywania transakcji bezgotówkowych. Praktyka pokazuje, że nic nie stoi na przeszkodzie, by takie zalecenia przekształcić w nakaz. Wówczas rządy zyskają dostęp do informacji na temat wszystkich transakcji dokonywanych przez obywateli, a także form spędzenia czasu wolnego, ściśle połączone w jednej bazie z wymienionymi wyżej danymi na temat każdej osoby. I znów wszystko wygląda przyjaźnie – jako ułatwienie – lecz gdy wprowadzane jest przez władze pod przymusem, niesie ze sobą tyranię znaną z najczarniejszych dystopii.
Tak stworzony system działa już testowo w komunistycznych Chinach. Social Credit System zbiera informacje o obywatelach i ich zachowaniu, a następnie przyznaje punkty od 350 do 950. Można je uzyskać m.in. za segregowanie śmieci, płacenie rachunków w terminie czy działalność społeczną. Kiedy punktów jest zbyt mało, obywatel spotyka się z represjami takimi jak zakaz podróżowania, wyrzucenie dziecka z publicznej szkoły czy nawet zablokowanie dostępu do Internetu.
„Ponad święte prawo ludzi do życia w spokoju, bez molestowania ze strony rządu, postawiono obecnie »dobro społeczeństwa«”,
pisał Ron Paul w książce pt. Wolność pod ostrzałem i słowa te bardzo dobrze oddają opisane powyżej działania. Wszystko dla zapewnienia bezpieczeństwa, dla wczesnego ostrzegania przed epidemią, w myśl kolektywistycznego postawienia „dobra społeczeństwa” ponad „dobrem jednostki”, która redukowana jest do roli trybiku w wielkiej państwowej machinie. Jednostki, którą można wprost tresować jak zwierzę poprzez system zachęt i nagan za każdą najdrobniejszą czynność.
Dodać do tego należy inne zagadania jak na razie na szczęście pozostające w sferze pomysłów, a nie realnie wdrażanych działań. Wśród nich na pierwszy plan wybija się – znów dobrowolny – paszport odporności, czyli zaświadczenie o braku choroby zakaźnej, bez którego jednak podróżowanie między państwami nie byłoby możliwe. Kwestią z innego obszaru jest ograniczanie wolności słowa już nie tylko pod pretekstem ochrony przed szerzeniem mowy nienawiści, ale także celem zapobiegania „destabilizacji debaty publicznej”. Pojęcie to sformułował Stanisław Żaryn, rzecznik ministra koordynatora służb specjalnych. Użył go w kontekście m.in. wywiadu z Kazikiem w „Najwyższym Czasie”, który krytykował działania władz i zauważył, że ludzie dobrowolnie poddali się inwigilacji i oddali swoje podstawowe prawa. Pojęcie to jest jaskrawym przejawem etatystycznej nowomowy – nie znaczy kompletnie nic, a każda krytyka władzy może być pod nie podciągnięta.
Kolejnym pomysłem, być może z niedalekiej przyszłości, jest przymus szczepień przeciwko koronawirusowi. Libertariańska autorka Bretigne Shaffer na stronie fee.org wskazywała, iż
„możesz robić co chcesz z tym, co jest twoją własnością – a inni ludzie nią nie są. Nie jesteś ich właścicielem i nie możesz podejmować decyzji dotyczących ich ciał i ich życia”.
Gdyby nawet uznać, że nieświadome zarażenie innej osoby narusza jej wolność i wobec tego przymus jest moralnie uzasadniony, to i tak dane statystyczne pokazują, że dla powszechności szczepień i osiągnięcia poziomu zapewniającego „odporność zbiorową” nie jest konieczne wkroczenie państwa, ale znacznie lepiej działa dobrowolność i edukacja.
Friedrich August von Hayek uważał, że w czasie sytuacji kryzysowej rząd może wprowadzać pewne krótkookresowe ograniczenia wolności dla zachowania jej na dłuższą metę. Historia zna wiele takich przypadków i choć w sytuacji kryzysowej może wydawać się to kuszące, to doświadczenie uczy nas, że antyliberalne rozwiązania nigdy nie przyniosły światu więcej wolności, a rozwiązania tymczasowe wprowadzane na czas wojny dla zapewnienia bezpieczeństwa i dające władzy większe uprawnienia, okazują się najbardziej trwałe.
Radosław Piwowarczyk
4 komentarze
de_ent says
2 lipca 2020 at 16:46Takie to długie a oparte na głupich założeniach i prowadzące do głupich wniosków. Coś jak pierwszy esej gimbusa
Marcin says
2 lipca 2020 at 17:54Jeśli nie potrafisz czytać ze zrozumieniem to wszystko będzie dla Ciebie głupie. Dziwię się, że Twoje trzy zwoje mózgowe są w stanie cokolwiek napisać na klawiaturze.
Ja uważam, że ten tekst jest bardzo dobrą kwintesencją, co obecnie dzieje się na świecie. Tracimy naszą niezależność, a rządzący bawią się naszą wolnością, kosztem naszych swobód obywatelskich, nasze dane są sprzedawane korporacjom i niestety mamy coraz mniejszy wpływ na to co możemy robić, czy mówić. Nawet prawda jest niszczona przez poprawność polityczną.
matson says
2 lipca 2020 at 17:54ciekawy pogląd, zgadzam się z autorem :)
TT says
2 lipca 2020 at 21:00Coraz większa ilość gimbazy nie jest w stanie zrozumieć tekstu dłuższego niż 2 zdania, ale to jest efekt wykształcenia znacznie, ale to bardzo znacznie ponad poziom inteligencji wrodzonej – jest to zwyczajnie smutne.