
Otóż najpierw słyszeliśmy do znudzenia, że szaleńcze tworzenie przez banki centralne bilionów nowych jednostek pieniężnych wcale nie musi się przełożyć na inflację cenową, bo „nie ma tu żadnej logicznej konieczności” i „dopiero przyszłość pokaże, czy ów tak zwany monetarny eksperyment zakończy się fiaskiem”. Trudno o wyrazistszy przejaw jałowego pozytywizmu i pseudoeksperymentalizmu w głównonurtowym dyskursie ekonomicznym.
Później, kiedy zwykli ludzie zaczęli już narzekać na ewidentną inflację cenową, słyszało się urągliwe trajkotanie o tym, że żadnej inflacji cenowej nie ma, bo nie wykazują jej arbitralnie zdefiniowane wskaźniki używane przez urzędy statystyczne. Tu z kolei widać wzorcowy przykład odrealnionego formalizmu dominujących orientacji ekonomicznych.
Jeszcze później, kiedy inflacja cenowa pojawiła się już nawet w obrębie wspomnianych wyżej wskaźników, zaczęły rozbrzmiewać oficjalne komunikaty, jakoby inflacja ta była jedynie „przejściowa”, spowodowana „post-lockdownowym odreagowaniem” czy innymi przywoływanymi ad hoc behawioralnymi wymówkami. Oto i kolejna kluczowa cecha tendencji panujących w ekonomicznym głównym nurcie: przygodny psychologizm jako niewyczerpane źródło „dodatkowych zmiennych wyjaśniających”.
Kiedy zaś stało się dla wszystkich jasne, że wzmiankowana inflacja nie tylko nie jest przejściowa, ale wręcz rozpędza się w coraz bardziej przewlekły sposób (ze względów tak monetarnych, jak i pozamonetarnych, związanych z rujnującymi „lockdownami”, „zielonymi” regulacjami, coraz większym biurokratycznym bałaganem i reżimową niepewnością i tak dalej), wówczas poczęły odzywać się głosy, że jest to „naturalna cena” za polityczne „ratowanie gospodarki” przed wszystkimi nieszczęściami tego świata, od krachów finansowych począwszy, a na wirusach i „zmianach klimatycznych” skończywszy. Tu widać wreszcie ukoronowanie wszystkich wyżej wymienionych mankamentów: etatystyczny absurdyzm nakazujący traktowanie monopolistycznych aparatów opresji i ich banków centralnych jako magicznych pól zakrzywiających rzeczywistość, w obrębie których przestają obowiązywać wszelkie zdroworozsądkowe prawa ekonomii.
Jeśli więc ktoś zadaje pytanie, czemu globalna gospodarka zdaje się być przez ostatnich 20 lat w stanie permanentnego i wciąż pogłębiającego się kryzysu, to odpowiedź może odnaleźć w powyższym zestawieniu zasadniczych elementów składających się na dominujący w świecie stan świadomości ekonomicznej – tak wśród „specjalistów” nadających ton „polityce gospodarczej”, jak i wśród laików wykazujących wobec niego przynajmniej bierną akceptację.
Na szczęście nikt nie jest na ten stan rzeczy skazany, bo od 150 lat rozwija się tradycja wnioskowania ekonomicznego stanowiąca ścisłe przeciwieństwo wszystkich rzeczonych tendencji: tradycja stosująca logiczną dedukcję zamiast pozytywizmu i pseudoeksperymentalizmu, trzymająca się przyczynowego realizmu zamiast jałowego formalizmu, oparta na prakseologicznych prawach zamiast psychologicznych przyczynków oraz wyznająca „analityczny anarchizm” zamiast bezrefleksyjnego przyjmowania jakichkolwiek założeń politycznych. Jest to tradycja tak zwanej austriackiej szkoły ekonomii, z którą warto się jak najszybciej i jak najdogłębniej zapoznać, aby dołożyć swoją cegiełkę do budowy dojrzałego stanu świadomości ekonomicznej, niedopuszczającego do permanentnego inflacyjnego rujnowania globalnej gospodarki, a tym bardziej do zakłamywania owego rujnowania przy pomocy coraz bardziej urągających rozumowi manipulacji, sofizmatów i sloganów.