
Stąd w świecie etatystycznym elementarne, zdroworozsądkowe myślenie moralne staje się w najgorszym razie niemożliwe, a w najlepszym razie ogromnie utrudnione – bo oto do rangi nieomal samooczywistych prawd urastają w takim świecie stwierdzenia, jakoby zinstytucjonalizowana grabież była „ponoszeniem kosztów za wspólne usługi”, zinstytucjonalizowana pasożytnicza demoralizacja była „pomocą społeczną”, zinstytucjonalizowana niewolnicza indoktrynacja była „powszechną oświatą”, zinstytucjonalizowane psucie pieniądza było „dbałością o makroekonomiczną stabilność”, itp.
Innymi słowy, akceptacja fundamentalnych założeń etatyzmu w sposób radykalny stawia na głowie wszystkie zdroworozsądkowe moralne intuicje, których zbiór nazywa się zwyczajowo prawem naturalnym. Stąd nie powinno dziwić motto konsekwentnych abolicjonistów, iż gradualizm w teorii to wieczność w praktyce. Etatyzmu nie rozmontuje żadna długa seria szczegółowych reform, bo wszystkie one z definicji będą musiały się odbywać w świecie przenikniętym etatystyczną mentalnością, tzn. w świecie, w którym na najbardziej zasadniczym poziomie źle znaczy dobrze, a bardzo źle znaczy bardzo dobrze. Skoro etatyzm oznacza radykalne postawienie moralności na głowie, to antyetatyzm (libertarianizm) musi oznaczać radykalne postawienie moralności na nogach – tzn. konsekwentne i bezkompromisowe kwestionowanie i kontestowanie ścisłych podstaw zastanej mentalności. Tylko wtedy można mieć nadzieję – choć oczywiście nie pewność – że moralna normalność będzie powracać przynajmniej w sposób stopniowy.