
Wyobrażenia wielu
samozwańczych zwolenników wolnego rynku na temat tego, czym ów wolny rynek
jest, są częstokroć równie osobliwe, co podobne wyobrażenia jego samozwańczych
przeciwników. Warto więc jak najczęściej przypominać, że wolny rynek to nie:
1. Walka z międzynarodowymi korporacjami jako podmiotami
rzekomo immanentnie „betonującymi” wolny rynek – wolnorynkowa przedsiębiorczość
od zawsze polegała w dużej mierze na „startupowych” Dawidach rzucających
wyzwania korporacyjnym Goliatom. Jeśli ktoś twierdzi, że jest to dziś
niemożliwe, to jest to najlepszy dowód na to, że nie nadaje się na
przedsiębiorcę, czyli kogoś, kto nie boi się robić tego, czego w opinii innych
zrobić się nie da. Istotnym elementem poglądów wolnorynkowych jest natomiast
walka z usankcjonowanymi prawnie przywilejami korporacyjnymi – subsydiami,
koncesjami, bailoutami, itp. – mylenie jednego z drugim jest jednak błędem
zasadniczym, nie lepszym od tego, jaki popełnia rzekomy „antyrynkowiec”
utożsamiający wolny rynek z korporacyjnym etatyzmem.
2. Popieranie „rodzimego biznesu”. Wolnorynkowy biznes nie ma
być rodzimy, tylko skuteczny, tzn. ma zaspokajać potrzeby konsumenta
niezależnie od jego przynależności etnicznej czy kulturowej. Jeśli rodzime jest
tandetne, to jego sztuczne, wymuszone forowanie jest największą krzywdą
ekonomiczną i moralną, jaką można mu wyrządzić, krzywdą konserwującą jego
tandetę i psującą lokalną kulturę przedsiębiorczości.
3. Walka o poddanie „prywatnych banków centralnych” kontroli
społeczeństw. Po pierwsze, żaden bank centralny nie jest podmiotem prywatnym
(niezależnie od tego, ile teorii spiskowych twierdzi inaczej), a po drugie,
nawet gdyby hipotetyczny bank centralny poddać nacjonalizacji, w żaden istotny
sposób nie umniejszyłoby to immanentnie szkodliwej gospodarczo roli tego
rodzaju instytucji.
4. Walka o ograniczenie i większą „regulację” obrotu „spekulacyjnymi
instrumentami pochodnymi”. Spekulacja i instrumenty pochodne pełnią cały szereg
bardzo pozytywnych funkcji gospodarczych – zwiększanie płynności rynkowej,
znaczne zwiększenie możliwości skutecznego zarządzania ryzykiem, przyśpieszenie
korekcji cenowych poprzez przekłuwanie baniek na rynkach aktywów, itd. Innymi
słowy, rzekomi „wolnorynkowcy” artykułujący tego rodzaju krytykę mają na ogół
niewiele lepsze rozumienie finansowej strony wolnego rynku, niż straszący
spekulantami komunistyczni propagandyści.
5. Zapatrzenie się na keynesistowskie prestidigitatorstwo, na
dzień dzisiejszy zwłaszcza w wydaniu chińskim (patrz: austriacka teoria cyklu
koniunkturalnego).
6. Przekonanie, że wolnemu rynkowi bardziej sprzyjają rządy
autorytarne, zwłaszcza monarchiczne, aniżeli demokratyczne. Owszem, monarchowie
mogą mieć niższą preferencję czasową, niż demokratyczni politycy, ale mogą też
odczuwać znacznie większy strach przed wykształceniem się silnej klasy
średniej, a tym samym przed potencjalną utratą monarchicznych przywilejów. Mogą
też dzięki swojej scentralizowanej władzy znacznie skutecznie ograniczać
wolność jednostki, niż może to zrobić z definicji rozproszona i wewnętrznie
podzielona władza demokratyczna. Innymi słowy, niewiele jest równie mało
wolnorynkowych stwierdzeń jak to, że da się „wziąć społeczeństwo za mordę i
wprowadzić wolny rynek”.
Podsumowując, deklarując się jako zwolennik wolnego rynku,
nie zdobywszy wcześniej gruntownej wiedzy na temat jego natury, szkodzi się
jego rozwojowi, nie zaś mu pomaga. Warto zawsze o tym pamiętać, ilekroć zapali
się w nas pasja do jakiejś idei.
Komentarz
Karol says
4 kwietnia 2019 at 10:41ad. 3 Myślę, że umniejszyłoby. Szkodliwa rola banku centralnego polega na pożyczaniu pieniędzy zbyt tym, którzy, dzięki otrzymaniu większej ilości czasu (stopa procentowa) na zrealizowanie inwestycji, angażują się w wydłużanie i rozszerzanie struktury produkcji. Bank znacjonalizowany nie musi się kierować logiką “upychania” kapitału tam, gdzie można z niego wycisnąć jeszcze trochę zysku, może przyjąć jakąkolwiek inną logikę, w szczególności może dopompowywać budżet, czego skutkiem będzie inflacja, ale struktura produkcji nie musi zostać tak efektywnie odkształcona.
ad. 5 Właściwie co ma wspólnego polityka monetarna Chin z keynesizmem? Keynesista powinien oszczędzać, kiedy jest boom i stymulować podczas kryzysu, a chyba Chiny ciągle zwiekszają podaż pieniądza?