1

Jacek Sierpiński – Protofeminizm w średniowiecznej Afryce

Wśród ludu Sidama zamieszkującego region o podobnej nazwie położony w południowej Etiopii znana jest legenda o rządach królowej Furry. Jako „królowa kobiet” miała ona przejąć władzę po śmierci swojego męża i zamordowaniu syna, i rządzić przez siedem lat lub dłużej, w XIV lub XV wieku (choć mówi się też o X wieku).

Jak głosi podanie, królowa Furra w obliczu tchórzostwa mężczyzn w bitwach posłała ich do kobiecych zajęć, wysyłając w zamian do walki kobiety. Kobietom powiedziała, żeby nie były posłuszne mężczyznom. Jej nienawiść do mężczyzn była tak duża, że kazała wykonywać im niemożliwe do realizacji zadania takie jak przyniesienie wody z rzeki w sicie czy dzielenie włosa na sześcioro. W końcu kazała zabić wszystkich starych, niskich oraz łysych mężczyzn, upatrując w nich zagrożenie – według jednej z wersji legendy uratował się tylko jeden, według innej dwóch: niski wynalazca butów na obcasie oraz łysy wynalazca peruki. Kazała zbudować sobie także dom w powietrzu, między ziemią a niebem, ale odstąpiła od tego żądania, gdy wytłumaczono jej, że właścicielem domu jest ten, kto położył fundamenty.

W końcu nakazała znaleźć sobie zwierzę szybsze od konia, na którym mogłaby objeżdżać kraj. Mężczyźni przyprowadzili jej żyrafę i namówili, by dała się do niej przywiązać. Żyrafa popędziła przez kraj i wkrótce ciało królowej rozpadło się na kawałki, od których zostały nazwane niektóre miejscowości.

Mężczyźni Sidama śpiewali (może śpiewają do dziś) piosenkę, że „podczas jej rządów, mężczyźni mełli i gotowali dla kobiet – niech umrze!” i uderzali kijami jej symboliczny grób – miejsce, gdzie według podania upadł ostatni kawałek jej ciała. Za to kobiety ulewały w tym miejscu z szacunkiem mleka i śpiewały w kołysankach: „gdy żyła Furra, mężowie gotowali dla swych żon – może umrze znowu zmartwychwstawszy”.

To legenda. Ale zapewne jest w niej ziarno prawdy, bo skąd by się wzięła i przetrwała setki lat? Prawdopodobnie kiedyś istniała kobieta, która osiągnęła wśród ludu Sidama pozycję wodza. Niewykluczone, że rządziła surowo, jak wielu innych afrykańskich władców. I przypuszczalnie próbowała w jakimś stopniu podważyć ustalony porządek społeczny między płciami, dopuszczając na przykład kobiety do roli wojowniczek czy zezwalając im na nieposłuszeństwo wobec mężczyzn – a może nawet do niego namawiając – co w rezultacie zmusiło mężczyzn do zajmowania się w większym stopniu pracami domowymi. Być może brutalnie stłumiła bunt, a kolejny bunt przyniósł jej śmierć. A podważenie przez nią tradycyjnych ról płci było czymś tak niezwykłym, że potem opowiadano o tym z pokolenia na pokolenie.

Misjonarz Joao dos Santos, który odwiedził Etiopię na początku XVII wieku, zanotował, że

„w sąsiedztwie Damute [Damot] jest prowincja, w której kobiety są tak uzależnione od wojny i polowania, że chodzą tam stale uzbrojone (…). Większość kobiet jest bardziej zaznajomiona z wojną niż z zarządzaniem sprawami domowymi, stąd rzadko wychodzą za mąż. (…) Władza tej monarchini jest naprawdę taka, jak gdyby była kolejną królową Saby”.

Z kolei wcześniej, w 1523 roku Wenecjanin Alessandro Zorzi uzyskał od jednego z etiopskich mnichów informację, że

„za tą prowincją [Damot], graniczącą z oceanem, na południu, znajduje się prowincja Wäǧ, która jest rządzona przez królowe, a nie królów”.

Również w XVI wieku portugalski duchowny Francisco Alvares napisał, że

„mówi się, iż na końcu tych królestw Damot i Gurage, w stronę południa, jest królestwo Amazonek”.

Te lokalizacje wskazują na, mniej więcej, obecny region Sidama. Wynikałoby z tego, że pewne zwyczaje wprowadzone przez hipotetyczną królową Furrę musiały jednak utrzymać się tam przynajmniej przez kilkadziesiąt, jeśli nie dużo więcej lat.

Co ciekawe, zbliżoną legendę opowiada się w Somalii. Władczyni, która miała przejąć tam władzę, nazywała się według tamtejszego podania Araweelo, Caroweelo lub Ebla Awad. Również i ona miała umożliwić kobietom zajęcie się męskimi zajęciami – takimi jak polowanie – i wezwać je do porzucenia tradycyjnych kobiecych obowiązków domowych, a także stworzyć kobiecą armię. Według niektórych wersji tej legendy mężczyźni pod jej rządami mieli zostać uwięzieni i w większości wykastrowani, i też miał uratować się tylko jeden, który potem – bezpośrednio lub pośrednio – miał stać się przyczyną jej śmierci. Według innej wersji uwięziono jedynie przywódców wrogich klanów, a plotka o kastracji była rozpuszczana przez królową, która w ten sposób przeraziła wrogów i zapewniła sobie spokojne rządy. Znana jest też wersja, według której uwięzionym mężczyznom podawano rozpuszczone w mleku wielbłąda zioła powodujące impotencję.

I choć jej grób ma znajdować się zupełnie gdzie indziej (w północnej Somalii), to mężczyźni zgodnie z tradycją też plują na niego i rzucają na niego kamienie, a kobiety składają kwiaty i leją wodę.

Skąd taka zbieżność? Czy Furra była tą samą osobą co Araweelo/Caroweelo? Władczynią dość sporego obszaru, rozciągającego się zarówno na ziemie etnicznie somalijskie (mniej więcej jedna trzecia tych ziem znajduje się obecnie w granicach Etiopii), jak i na tereny zamieszkane przez Sidama? To nie jest niemożliwe – kobiety bywały władczyniami w Afryce od starożytności (Sobekneferu, Hatszepsut czy Kleopatra w Egipcie) do czasów nowożytnych (na przykład Ranavalona Okrutna na Madagaskarze, znana z prześladowań chrześcijan czy cesarzowa Etiopii Zewditu).

W X wieku etiopskie, chrześcijańskie królestwo Aksum zostało najechane, według zachowanych przekazów historycznych i tradycji, przez obcą królową, której nadano miano Gudit. Część historyków broni hipotezy, że „Gudit” była pogańską królową z Damot, być może z ludu Sidama. Z drugiej strony na przykład Abdirachid Ismail z Uniwersytetu Dżibuti tłumaczy imię „Caroweelo” jako „kraj Welo”, czyli byłą etiopską prowincję Wollo i dowodzi, że tak Somalijczycy nazwali najeźdźczynię po tym, jak opanowała Aksum, które rozciągało się też na tereny somalijskie.

A może były dwie władczynie i jedna wzorowała się na drugiej? Albo podobieństwo ich historii wskazuje na jakieś szczególne społeczne konflikty między płciami występujące historycznie w tym rejonie Afryki?

W każdym razie pomysł podważenia porządku, w którym mężczyźni są władcami i wojownikami, a kobiety im usługują i wykonują prace domowe, nie pochodzi, jak widać, ani od współczesnych feministek, ani od „marksistów kulturowych”.

Jacek Sierpiński

Komentarz

  1. Reply
    FatBantha says

    Jako mitologizujący esencjalista, powiedziałbym, że archetyp Amazonki jest przedwieczny, stały i uniwersalny kulturowo, więc tak naprawdę nikt go nie wymyśla, bo on jest po prostu objawia się w sytuacjach, gdy społeczeństwo z jakichś względów musi przystosować kobiety do pełnienia zwyczajowo męskich zajęć. Aby usprawiedliwić i jakoś oswoić nietypową sytuację, poszukuje się adekwatnego precedensu i wyciąga opowieści o Królowych Które Kiedyś Dały Radę. Gdy sytuacja wraca do normy, motyw Amazonki traktuje się pejoratywnie i odtwarza amazonomachię – czyli podjęcie walki z nimi przez najbardziej szanowanych herosów, aby powrócić do poprzedniego podziału ról.

    Opowieści mityczne ułatwiają adaptację do różnych powtarzających się cywilizacyjnych sytuacji, bo operują pewnymi strategicznymi toposami, znajdującymi odwzorowanie w rzeczywistości, zwłaszcza kryzysowej. Jeżeli dana społeczność wytraci w konfliktach mężczyzn i pozostaną w niej same kobiety, które odtąd będą musiały zająć się również pełnionymi przez nich funkcjami, powstanie takie właśnie plemię Amazonek.

    Z racji tego, że historia społeczeństw jest długa i prędzej czy później zdarzą się w niej wszystkie możliwe rozstrzygnięcia, każdy opisujący ją topos znajdzie też okazję do swojego zastosowania a żyjący wówczas uznają, że dobrze opisuje ich sytuację i jest przydatny do jej oswojenia. Kultura zbiorczo jest takim właśnie magazynem.

    Marksiści kulturowi i feministki więc niczego nie wymyślają, co najwyżej odkrywają i starają się zastosować te toposy dziś, kiedy przecież nie przeżyliśmy żadnej katastrofy, jaka usprawiedliwiałaby przystosowywanie kobiet do pełnienia męskich zajęć. Nie mamy wojny, w której wszyscy mężczyźni poszliby na front, nie mamy strat w męskiej części populacji jak po wojnie paragwajskiej, nie prowadzimy żadnych ekspansywnych działań kolonizacyjnych, wysyłając mężczyzn z dala od domu, aby kobiety z konieczności musiały zajmować ich dotychczasowe miejsce w życiu gospodarczym.

    Żadna taka konieczność nie zachodzi, a lewica mimo tego dąży do kulturowej uniseksualizacji płci, doprowadzając do sytuacji, w której dziewczynek nie wychowuje się do podejmowania ról reprodukcyjnych, tylko do rywalizacji z mężczyznami o społeczny prestiż. Co zresztą kobiety czynią z niezłym powodzeniem, ale ostatecznie notują też awans społeczny w staropanieństwo i bezdzietność.

    Koniec końców, liczy się kontekst tego, co, kiedy i dlaczego się robi. W sytuacji, kiedy współczynniki dzietności wyglądają na Zachodzie tak, jak wyglądają, promowanie takich wzorców jest cywilizacyjnie samobójcze.

    I to już niezależnie od ogólnej szkodliwości samego istnienia państwa, bo szkodzić można nie tylko w polityce, ale też jak widać, w kulturze.

Skomentuj

*