
Jak głosi podanie, królowa Furra w obliczu tchórzostwa mężczyzn w bitwach posłała ich do kobiecych zajęć, wysyłając w zamian do walki kobiety. Kobietom powiedziała, żeby nie były posłuszne mężczyznom. Jej nienawiść do mężczyzn była tak duża, że kazała wykonywać im niemożliwe do realizacji zadania takie jak przyniesienie wody z rzeki w sicie czy dzielenie włosa na sześcioro. W końcu kazała zabić wszystkich starych, niskich oraz łysych mężczyzn, upatrując w nich zagrożenie – według jednej z wersji legendy uratował się tylko jeden, według innej dwóch: niski wynalazca butów na obcasie oraz łysy wynalazca peruki. Kazała zbudować sobie także dom w powietrzu, między ziemią a niebem, ale odstąpiła od tego żądania, gdy wytłumaczono jej, że właścicielem domu jest ten, kto położył fundamenty.
W końcu nakazała znaleźć sobie zwierzę szybsze od konia, na którym mogłaby objeżdżać kraj. Mężczyźni przyprowadzili jej żyrafę i namówili, by dała się do niej przywiązać. Żyrafa popędziła przez kraj i wkrótce ciało królowej rozpadło się na kawałki, od których zostały nazwane niektóre miejscowości.
Mężczyźni Sidama śpiewali (może śpiewają do dziś) piosenkę, że „podczas jej rządów, mężczyźni mełli i gotowali dla kobiet – niech umrze!” i uderzali kijami jej symboliczny grób – miejsce, gdzie według podania upadł ostatni kawałek jej ciała. Za to kobiety ulewały w tym miejscu z szacunkiem mleka i śpiewały w kołysankach: „gdy żyła Furra, mężowie gotowali dla swych żon – może umrze znowu zmartwychwstawszy”.
To legenda. Ale zapewne jest w niej ziarno prawdy, bo skąd by się wzięła i przetrwała setki lat? Prawdopodobnie kiedyś istniała kobieta, która osiągnęła wśród ludu Sidama pozycję wodza. Niewykluczone, że rządziła surowo, jak wielu innych afrykańskich władców. I przypuszczalnie próbowała w jakimś stopniu podważyć ustalony porządek społeczny między płciami, dopuszczając na przykład kobiety do roli wojowniczek czy zezwalając im na nieposłuszeństwo wobec mężczyzn – a może nawet do niego namawiając – co w rezultacie zmusiło mężczyzn do zajmowania się w większym stopniu pracami domowymi. Być może brutalnie stłumiła bunt, a kolejny bunt przyniósł jej śmierć. A podważenie przez nią tradycyjnych ról płci było czymś tak niezwykłym, że potem opowiadano o tym z pokolenia na pokolenie.
Misjonarz Joao dos Santos, który odwiedził Etiopię na początku XVII wieku, zanotował, że
„w sąsiedztwie Damute [Damot] jest prowincja, w której kobiety są tak uzależnione od wojny i polowania, że chodzą tam stale uzbrojone (…). Większość kobiet jest bardziej zaznajomiona z wojną niż z zarządzaniem sprawami domowymi, stąd rzadko wychodzą za mąż. (…) Władza tej monarchini jest naprawdę taka, jak gdyby była kolejną królową Saby”.
Z kolei wcześniej, w 1523 roku Wenecjanin Alessandro Zorzi uzyskał od jednego z etiopskich mnichów informację, że
„za tą prowincją [Damot], graniczącą z oceanem, na południu, znajduje się prowincja Wäǧ, która jest rządzona przez królowe, a nie królów”.
Również w XVI wieku portugalski duchowny Francisco Alvares napisał, że
„mówi się, iż na końcu tych królestw Damot i Gurage, w stronę południa, jest królestwo Amazonek”.
Te lokalizacje wskazują na, mniej więcej, obecny region Sidama. Wynikałoby z tego, że pewne zwyczaje wprowadzone przez hipotetyczną królową Furrę musiały jednak utrzymać się tam przynajmniej przez kilkadziesiąt, jeśli nie dużo więcej lat.
Co ciekawe, zbliżoną legendę opowiada się w Somalii. Władczyni, która miała przejąć tam władzę, nazywała się według tamtejszego podania Araweelo, Caroweelo lub Ebla Awad. Również i ona miała umożliwić kobietom zajęcie się męskimi zajęciami – takimi jak polowanie – i wezwać je do porzucenia tradycyjnych kobiecych obowiązków domowych, a także stworzyć kobiecą armię. Według niektórych wersji tej legendy mężczyźni pod jej rządami mieli zostać uwięzieni i w większości wykastrowani, i też miał uratować się tylko jeden, który potem – bezpośrednio lub pośrednio – miał stać się przyczyną jej śmierci. Według innej wersji uwięziono jedynie przywódców wrogich klanów, a plotka o kastracji była rozpuszczana przez królową, która w ten sposób przeraziła wrogów i zapewniła sobie spokojne rządy. Znana jest też wersja, według której uwięzionym mężczyznom podawano rozpuszczone w mleku wielbłąda zioła powodujące impotencję.
I choć jej grób ma znajdować się zupełnie gdzie indziej (w północnej Somalii), to mężczyźni zgodnie z tradycją też plują na niego i rzucają na niego kamienie, a kobiety składają kwiaty i leją wodę.
Skąd taka zbieżność? Czy Furra była tą samą osobą co Araweelo/Caroweelo? Władczynią dość sporego obszaru, rozciągającego się zarówno na ziemie etnicznie somalijskie (mniej więcej jedna trzecia tych ziem znajduje się obecnie w granicach Etiopii), jak i na tereny zamieszkane przez Sidama? To nie jest niemożliwe – kobiety bywały władczyniami w Afryce od starożytności (Sobekneferu, Hatszepsut czy Kleopatra w Egipcie) do czasów nowożytnych (na przykład Ranavalona Okrutna na Madagaskarze, znana z prześladowań chrześcijan czy cesarzowa Etiopii Zewditu).
W X wieku etiopskie, chrześcijańskie królestwo Aksum zostało najechane, według zachowanych przekazów historycznych i tradycji, przez obcą królową, której nadano miano Gudit. Część historyków broni hipotezy, że „Gudit” była pogańską królową z Damot, być może z ludu Sidama. Z drugiej strony na przykład Abdirachid Ismail z Uniwersytetu Dżibuti tłumaczy imię „Caroweelo” jako „kraj Welo”, czyli byłą etiopską prowincję Wollo i dowodzi, że tak Somalijczycy nazwali najeźdźczynię po tym, jak opanowała Aksum, które rozciągało się też na tereny somalijskie.
A może były dwie władczynie i jedna wzorowała się na drugiej? Albo podobieństwo ich historii wskazuje na jakieś szczególne społeczne konflikty między płciami występujące historycznie w tym rejonie Afryki?
W każdym razie pomysł podważenia porządku, w którym mężczyźni są władcami i wojownikami, a kobiety im usługują i wykonują prace domowe, nie pochodzi, jak widać, ani od współczesnych feministek, ani od „marksistów kulturowych”.
Komentarz
FatBantha says
14 marca 2021 at 15:56Jako mitologizujący esencjalista, powiedziałbym, że archetyp Amazonki jest przedwieczny, stały i uniwersalny kulturowo, więc tak naprawdę nikt go nie wymyśla, bo on jest po prostu objawia się w sytuacjach, gdy społeczeństwo z jakichś względów musi przystosować kobiety do pełnienia zwyczajowo męskich zajęć. Aby usprawiedliwić i jakoś oswoić nietypową sytuację, poszukuje się adekwatnego precedensu i wyciąga opowieści o Królowych Które Kiedyś Dały Radę. Gdy sytuacja wraca do normy, motyw Amazonki traktuje się pejoratywnie i odtwarza amazonomachię – czyli podjęcie walki z nimi przez najbardziej szanowanych herosów, aby powrócić do poprzedniego podziału ról.
Opowieści mityczne ułatwiają adaptację do różnych powtarzających się cywilizacyjnych sytuacji, bo operują pewnymi strategicznymi toposami, znajdującymi odwzorowanie w rzeczywistości, zwłaszcza kryzysowej. Jeżeli dana społeczność wytraci w konfliktach mężczyzn i pozostaną w niej same kobiety, które odtąd będą musiały zająć się również pełnionymi przez nich funkcjami, powstanie takie właśnie plemię Amazonek.
Z racji tego, że historia społeczeństw jest długa i prędzej czy później zdarzą się w niej wszystkie możliwe rozstrzygnięcia, każdy opisujący ją topos znajdzie też okazję do swojego zastosowania a żyjący wówczas uznają, że dobrze opisuje ich sytuację i jest przydatny do jej oswojenia. Kultura zbiorczo jest takim właśnie magazynem.
Marksiści kulturowi i feministki więc niczego nie wymyślają, co najwyżej odkrywają i starają się zastosować te toposy dziś, kiedy przecież nie przeżyliśmy żadnej katastrofy, jaka usprawiedliwiałaby przystosowywanie kobiet do pełnienia męskich zajęć. Nie mamy wojny, w której wszyscy mężczyźni poszliby na front, nie mamy strat w męskiej części populacji jak po wojnie paragwajskiej, nie prowadzimy żadnych ekspansywnych działań kolonizacyjnych, wysyłając mężczyzn z dala od domu, aby kobiety z konieczności musiały zajmować ich dotychczasowe miejsce w życiu gospodarczym.
Żadna taka konieczność nie zachodzi, a lewica mimo tego dąży do kulturowej uniseksualizacji płci, doprowadzając do sytuacji, w której dziewczynek nie wychowuje się do podejmowania ról reprodukcyjnych, tylko do rywalizacji z mężczyznami o społeczny prestiż. Co zresztą kobiety czynią z niezłym powodzeniem, ale ostatecznie notują też awans społeczny w staropanieństwo i bezdzietność.
Koniec końców, liczy się kontekst tego, co, kiedy i dlaczego się robi. W sytuacji, kiedy współczynniki dzietności wyglądają na Zachodzie tak, jak wyglądają, promowanie takich wzorców jest cywilizacyjnie samobójcze.
I to już niezależnie od ogólnej szkodliwości samego istnienia państwa, bo szkodzić można nie tylko w polityce, ale też jak widać, w kulturze.