2

Agnieszka Płonka – Wolność słowa nie ma znaczenia bez zgody na istnienie prawdy

„Uważam, że każdy ma rację” – usłyszałam od doktorantki nauk ścisłych na jednej z najlepszych politechnik świata.

Kiedy odpowiedziałam, że to sprzeczność, moja rozmówczyni zakończyła wszelkie dalsze dywagacje stwierdzeniem: „No widzisz, ja myślę tak, a Ty inaczej, i to jest w porządku”.

Druga po Massachusetts Institute of Technology instytucja nagle wydała się przedszkolem.

Dzisiaj na zajęciach z filozofii lubię pytać studentów, czy można powiedzieć, że każdy ma rację. Zazwyczaj rozpoczynają dyskusję od pewnego rodzaju obrony tego stwierdzenia, argumentując, że każdego można określić jako dążącego do osobistego dobra. Później jednak definiują rację jako związaną z prawdą, i konkludują, że dwa sprzeczne stwierdzenia nie mogą być prawdziwe.

Może dawać to pewną nadzieję, choć niestety – nie uczę filozofii w jednym z uniwersytetów z Ivy League, poprowadziłam tylko debatę na prywatnym uniwersytecie w Rumunii. Moi studenci szukają odpowiedzi, a nie komfortu… I nie urazi ich proste pytanie o istnienie prawdy – w przeciwieństwie do niektórych młodych dorosłych, z którymi pracowałam w Europie Zachodniej.

W miejscu, w którym usłyszałam, że „każdy ma rację”, brak przyznania zgody rozmówcy postrzegany był jako krytyka lub wręcz osobisty atak, a interakcje międzyludzkie ograniczały się do nieszczerego poklepywania po plecach. By nie ryzykować urażenia czyichś uczuć, lepiej było po prostu się nie wyróżniać, a już na pewno nie należało komukolwiek zwracać uwagi. Wszystko musiało być – i tu niestety nie ma lepszego określenia – cool. Rozpoczęcie jakiejkolwiek dyskusji – nawet abstrakcyjnej – byłoby niewygodne, a niewygodne sytuacje należy uciszać poprzez magiczne zdanie: „Myślimy inaczej, i to jest w porządku”. Owo magiczne zdanie podszyte było pewnego rodzaju oskarżeniem – jak możesz się z kimkolwiek nie zgadzać? Jesteś niemiły, nietolerancyjny. Zapewne chcesz, żeby wszyscy myśleli tak jak ty. Bo kiedy kogoś się krytykuje, od razu oznacza to, że się tej osoby nie lubi. Popatrz, wszyscy jesteśmy mili. Więc wszyscy mamy rację. Daj nam się bawić w spokoju.

Wolałabym spotkać się z solidnie sformułowaną, logiczną krytyką niż z… czarną dziurą zgody na wszystko, opacznie rozumianym „byciem miłym”.

Była to forma zupełnie dziecinnej „pozytywności”, bez uznania jakichkolwiek życiowych tragedii – życie, w którym najwyższe dążenie to płytkie poczucie komfortu.

Podobni ludzie, niestety, stają się bardzo łatwym celem manipulacji – gdyż utracili poczucie moralności. Stworzą toksyczne środowiska pracy, gdzie jakakolwiek wzmianka o czyimś nieodpowiednim czy wręcz niemoralnym zachowaniu zostanie zignorowana. Nic nie może zagrozić ich poczuciu, że wszystko jest dobrze, nawet słuszne oskarżenia o mobbing. Łatwiej wtedy powiedzieć ofierze, że jest niemiła, niż próbować poradzić sobie z problemami wykraczającymi poza poziom przedszkola.

Byłoby bowiem zdecydowanie zbyt niewygodne przyznać, że czasami ludzie cierpią, a czasami inni ludzie są odpowiedzialni za owo cierpienie. Lepiej jest udawać, że „każdy ma rację”, nie zważając na oczywistą logiczną sprzeczność w tym zdaniu.

Zbyt łatwym stają się później określenie każdej różnicy zdań mianem „nietolerancji” i promocja zupełnie opacznie rozumianej tolerancji – tolerancji w formie płytkiego, sztucznego uśmiechu. Niedojrzali emocjonalnie dorośli pną się w ten sposób po szczeblach kariery w instytucjach naukowych czy dużych korporacjach.

Środowisko akademickie, jakie poznałam, było swoistym państwem totalitarnym w próbówce. Dzięki temu doświadczeniu zrozumiałam lepiej psychologiczne podstawy kontroli. Zrozumiałam też, jakie niebezpieczeństwa niesie za sobą odrzucenie istnienia obiektywnej prawdy.

Postępująca erozja wolności słowa, jaką dziś obserwujemy, jest problemem głębszym niż zakrzykiwanie poprzez polityczną agitację. To również coś więcej niż histeria tłumu, który chce słuchać wyłącznie tych, z którymi się zgadza. Uproszczona wersja postmodernizmu, jaka obecnie kształtuje kulturę masową, zamazała i nieomal zniszczyła podstawę prowadzenia jakiejkolwiek rozmowy: podstawę, jaką stanowi obopólna zgoda na istnienie prawdy. Wolności słowa nie trzeba atakować. Można dokonać na niej cichej eutanazji.

Kiedy bowiem wypowiemy magiczne zdanie: „Myślimy inaczej, i to jest w porządku” – nikt już nie szuka odpowiedzi. Nikt nikogo do niczego nie przekona. Nie rozmawiamy po to, żeby odkrywać świat, tylko po to, żeby przez chwilę dobrze się poczuć. Droga do prawdy jest zablokowana przez paranoiczny strach przed tym, że ktoś może się z nami nie zgadzać, ktoś może nas nie lubić albo urazić nasze uczucia. Lepiej więc nie patrzeć na rzeczywistość, bo może być straszna.

Niestety, rzeczywistość jest straszna. A brak cywilnej odpowiedzialności i nieopowiadanie się po żadnej ze stron nawet w sytuacji, w której doszło do przemocy, stanowi poważny problem. Nie minęło nawet sto lat od czasów, w których ludzie byli mordowani, przesiedlani i torturowani z powodu swojej narodowości lub pochodzenia społecznego. I były to przestępstwa, do których doszło z powodu błędnych idei. Jak więc każdy może mieć rację?

Na taki argument członek zachodniej społeczności akademickiej, po uprzednim wzdrygnięciu się ze strachu, odpowie: „Ale to było dawno temu”.

Nie, to wcale nie było dawno temu. A przyłożenie pistoletu do głowy cywila i pociągnięcie za spust – jak uczy doświadczenie – jest częścią ludzkiej natury. Może więc zdarzyć się ponownie – i właśnie się zdarza. Naszą moralną powinnością jest konfrontacja z tym, co w człowieku doprowadza do mordów. Jednak taka konfrontacja może zajść tylko w człowieku dojrzałym.

Obecnie widzimy, że ludzkość nie wyrosła ze zbrodni wojennych. W sytuacji, w której w granicach Europy znajduje się kolejne masowe groby, nikt, kto jest w stanie stwierdzić, że „wszyscy jesteśmy mili i mamy rację”, nie może być traktowany poważnie.

Czyż sami dyktatorzy nie woleliby właśnie społeczeństwa, które boi się zająć jakiegokolwiek stanowiska? Z ludźmi, którzy chcą się ze wszystkimi zgadzać, można zrobić wszystko. Ludzie, dla których dyskusje są zbyt straszne, nie będą chcieli widzieć zła. Na kanale 1420 na YouTube łatwo znaleźć straumatyzowanych Rosjan, którzy na każde pytanie odpowiedzą: „Nie wiem, nie mogę rozmawiać, władza wie”. Czy chcielibyśmy, żeby uniwersytet produkował podobnych ludzi?

Świat jest przerażającym miejscem. I potrzeba na nim dorosłych ludzi z kręgosłupem moralnym.

Powinniśmy dążyć do prawdy, nie komfortu. Tylko poprzez taki przykład wychowamy silną młodzież. Jak śpiewał Aaron Tippin w starej piosence country: „You’ve got to stand for something, or you’ll fall for anything”.

Agnieszka Płonka

2 komentarze

  1. Reply
    Oskar Adasiewicz says

    Przeleciałem na szybko i generalnie się zgadzam, brakuje mi trochę przykładu i dookreślenia pojęć typu „prawda”, natomiast na plus wspomnienie logiki w procesie dochodzenia do niej.
    Jeśli chodzi o prawdę podoba mi się stanowisko Alfreda Tarskiego, ze sławetnym “śnieg jest biały ŚNIEG jest BIAŁY”. Prawda jest traktowana jako wartość​ logiczna pewnego logicyzowalnego zdania / stwierdzenia („statement”), a logicyzowalność ta opiera się na definiowaniu używanych pojęć i przyjęciu systemu predykatów i aksjomatów / presupozycji (podobnego dla uniwersalnie przyjętej w matematyce aksjomatyki teorii zbiorów). Naturalnie, definiując pojęcia będzie używać się innych pojęć, co bardziej bazowych, aż dojdziemy do intersubiektywnych uniwersaliów, jak np. wiedza co mamy na myśli przez stwierdzenie, że pewien element istnieje i należy do pewnego zbioru. A co do procesu logicyzacji jako takiego i jego zastosowaniach, jestem bliski wczesnemu Wittgensteinowi – filozofia to w znacznej większości łamigłówki językowe będące skutkiem używania niedookreślonych pojęć. Etyka nie jest wyjątkiem; na przykładzie libertarianizmu, w szczególności u Rothbarda – definiuje on wyraźnie pojęcia wolności, własności, przemocy i agresji. Co prawda nieco implicite przemyca kontraktualizm jako podstawy pewnych implikacji itd., ale to są szczegóły i każdy libertarianin, jako – niemal z definicji – indywidualista, może (i powinien) przemyśleć je na swój sposób. To co nas definiuj to respektowanie (znowu – jasno zdefiniowanej) zasady nieagresji. I tu polecam powoływać się na ten FAKT ilekroć ktoś próbuje nam wmówić, że jakiś alt-rightowy popapraniec jest libertarianinem, nawet jeśli za takiego się uważa – przestaje nim być z momentem użycia / nawoływania do przemocy w celu innym niż ochrona własności i siebie (w ujęciu Rothbarda – samowłasności).
    Co do przykładu, niech będzie słynne „podatki to kradzież (wymuszenie)”. Jako kradzież traktujemy „zawłaszczenie” przedmiotów innego podmiotu bez jego zgody. Podatki są przymusowe, zatem są kradzieżą. Easy. Natomiast ludzie nie chcą się z tym zgadzać, bo mają mózgi pełne sprzecznych presupozycji, tzn. jeśli uważają podatki za pożyteczne / „dobre”, to nie przyjmą do wiadomości, że są kradzieżą, bo kłóci się to z ich poczuciem, że kradzież jest niemoralna. Droga do zrozumienia tak prostych dla nas faktów jest dla nich bolesna, bo muszą zacząć myśleć w sposób pozwalających na rozwiązywanie konfliktów pojęciowych.
    I jeszcze coś o logice, bo szlag mnie trafia, kiedy wypomina się mi i podobnym, że mamy „obsesję na punkcie logiki, ale w praktyce to tak nie działa itd”. Jak słusznie napisano / założono w artykule, logika jest narzędziem pozwalającym na identyfikację podmiotów i zdarzeń działających na nas korzystnie bądź niekorzystnie. Wzbranianie się przed używaniem logiki jako głównego narzędzia rozumowania upośledza proces identyfikacji, odróżniania wrogów od przyjaciół i vice versa, jest niewymuszonym strzałem w stopę. I to nie tylko we własną, bo z taką głupotą musi użerać się całe otoczenie, szczególnie w etatyzmie. I nawet nie ukrywam, że to moja młodonastoletnia postawa „jesteś głupi – odwal się, daj mi żyć po mojemu” popchnęła mnie później do eksploracji libertarianizmu. Czym on naprawdę jest wspomniałem już wcześniej i śledzący ten fanpage najpewniej już to wiedzieli, natomiast jest to kolejny argument – czyjś brak eskpetyzy w używaniu mózgu ma na mnie tym mniejszy wpływ, im bardziej wolny jestem od ich wpływów, czy to osobistych czy, jak w przypadku państwa, systemowych.

  2. Reply
    Paweł Kopeć says

    Tak. “Każdy ma rację”. “Każdy ma swoją prawdę”. “Każdy może być Kimś”…
    Jednak nie!
    Nie każdy może być choćby Pisarzem, chyba że pisarzem, czyli jak dziennikarzem – pismakiem…
    A kiedyś często to słyszałem i wtedy ręce mi opadały, naprawdę załamywałem się, byłem prawie bezradny /intelektualnie/.
    To jeszcze trwa!?

Skomentuj

*